Witajcie. Na początku mojego postu chciałam Was mocno przeprosić za to, że tak dawno nie dodałam notki. Myślałam, żeby dodać w czwartek, ale niestety kolej niespodziewanego zdarzenia to zmieniła.
W środowy poranek źle się czułam i nie poszłam do szkoły. Wstałam około godziny dziewiątej. O godzinie 11 zaczęła się "Ukryta prawda", którą planowałam obejrzeć. Obejrzałam jakieś 20 minut serialu, lecz późniejsza wieść od brata nieco mną wstrząsnęła. Zmarł mój ostatni już dziadek. Trochę bardzo mną wstrząsnęło. Przeżywałam pierwszy raz śmierć tak bliskiej dla mnie osoby.
Był to tata mojego taty. Porządny człowiek. Bardzo pracowity. Nie gardził ludźmi pracowitymi. Miał 76 lat. Jest mi smutno i chodzę ubrana na czarno. W szkole spotkałam się z dziwnymi komentarzami typu "ale z Ciebie emo". No cóż to nie było miłe, ale to się nazywa gimnazjum.
Współczuję strasznie mojej babci. Biedna została sama, ale mieszka na przeciwko mnie więc mogę ją w każdej chwili odwiedzić. W trakcie pobytu na "chorobowym" upiekłam ciasto. Przyozdobiłam je bitą śmietaną i kazałam zanieść bratu do dziadków. Przez ten cały czas byłam w niepewności. Wczoraj zadałam niepokojące mnie pytanie: "Babciu, a czy dziadziuś jadł ciasto, które upiekłam?". Babcia odpowiedziała, że jadł i mu smakowało. Tak jakoś lżej mi się zrobiło i nawet się cieszę.
A czy Wy straciliście kiedyś kogoś bliskiego? Chcielibyście im zadać jakieś niepokojące Was pytania? Jak przeżywaliście śmierć bliskiej Wam osoby? Jak napisałam w tytule "śpieszmy się kochać ludzi, tak szybko odchodzą" miałam na myśli, że miałam słabe kontakty z dziadkiem, nawet nie zdążyłam się z nim zobaczyć przed śmiercią. Mam trochę wyrzuty sumienia.
Cóż tu więcej pisać. Wstawiam Wam zdjęcie upieczonych przeze mnie babeczek :)
Do następnej notki kochani :)